Wczoraj wieczorem, jadąc samochodem słuchałem audycji w radiu Tok FM. Mowa była o strachu i lęku w najróżniejszych ich postaciach.

Przewinęła się informacja z ogólnoświatowego badania sprzed kilku lat na temat największych obaw ludzkości. Przywołano islamski fundamentalizm, ocieplenie klimatu, ekspansję Chin, zanieczyszczenie środowiska oraz kryzys energetyczny. Jednym z najpoważniejszych lęków współczesnej ludzkości okazał się jednak lęk przed „odnadzwyczajnieniem” człowieka. Temu wątkowi nie poświęcono niestety zbyt wiele miejsca. Sformułowanie to bardzo mnie poruszyło i natychmiast trafiło w puste miejsce w układance moich myśli i rozważań z ostatniego roku. Pojęcie to doskonale definiuje procesy i tarcia społeczno-gospodarcze, z którymi mamy obecnie do czynienia.

Jak rozumieć zatem owo „odnadzwyczajnienie” istoty ludzkiej? Jest to proces, w trakcie postępowania którego coraz większy zakres zadań i czynności zastrzeżonych wyłącznie dla człowieka powierzany jest komputerom i maszynom. Chodzi tu już nie tylko o powierzanie robotom powtarzalnych czynności przy taśmie produkcyjnej czy w hali magazynowej. Coraz częściej i coraz głośniej mówi się o zastępowaniu człowieka przez nowoczesną technologię przy czynnościach o charakterze typowo intelektualnym.

W branży językowej tłumaczenie maszynowe coraz większych objętości tekstów wykonywane przy wykorzystaniu sieci neuronowych jest już faktem. Wdrożenie tłumaczenia maszynowego w nowoczesnej firmie tłumaczeniowej staje się nieodzowną inwestycją. Tłumaczenia ustne nadal bronią się przed tłumaczeniem automatycznym. Jednak i w tym obszarze prace rozwojowe nad automatycznymi translatorami wykonującymi tłumaczenia ustne w czasie rzeczywistym są coraz bardziej zaawansowane. Nawet eksperymenty z tłumaczeniem maszynowym na tekstach literackich dają zaskakująco pozytywne rezultaty. Dalszym krokiem jest wykorzystanie w procesie tłumaczenia sztucznej inteligencji…

Branża tłumaczeniowa stanowi jednak wyłącznie ilustrację. Ten proces ma dużo większy zasięg i dotyczy lub niedługo będzie dotyczył właściwie wszystkich branż i dziedzin życia. Już w niedalekiej przyszłości dotknie zapewne taksówkarzy i kierowców samochodów ciężarowych. Później być może pilotów i… prawników. Już dziś słyszy się, że również w branży usług prawniczych postępować będzie automatyzacja części procesów i zdecydowane ograniczenie czynnika ludzkiego. Nawet w medycynie roboty chirurgiczne wykorzystywane są już w praktyce, oczywiście sterowane zdalnie ludzką ręką.

Według stanu obecnego wszystkie znane i jeszcze nieznane sposoby wykorzystania automatyzacji czy robotyzacji określonych obszarów, usług i czynności odbywają się pod ludzką kontrolą lub są przez ludzkich specjalistów sterowane. Ale już dziś funkcjonują zakłady produkcyjne czy magazyny, gdzie ludzki nadzór to już jedynie formalność i element procedur bezpieczeństwa, bez praktycznego codziennego znaczenia. Ludzie potrzebni są w takich miejscach jedynie do serwisowania maszyn. Takie obrazki będą już niedługo rzeczywistością również w innych miejscach, dzisiaj trudnych do wyobrażenia.

Już w płaszczyźnie językowej widać skąd wynika lęk przed „odnadzwyczajnieniem” człowieka. „Ludzki czynnik”, „ludzki element”. Coraz częściej rozpatrujemy udział człowieka w różnych procesach jedynie jako ich część. Teoretycznie nadal tą najważniejszą, ale to już przestaje być takie oczywiste. Z funkcji kreatora, twórcy, artysty, czy choćby wybitnego specjalisty przesuwani jesteśmy do roli operatora maszyny, serwisanta, kontrolera, czy postedytora (w branży językowej).

Taka sytuacja budzi wewnętrzny sprzeciw i lęk.

Z jednej strony postępu technicznego nie da się zatrzymać. Można go opóźniać, jak robią koncerny farmaceutyczne, surowcowe i energetyczne czy niektóre rządy, o ile wejście na rynek nowych rozwiązań zagraża ich interesom gospodarczym. Jednak zatrzymać się tego nie da. Patrząc jednak z drugiej strony, nie można pozwolić na zupełnie niekontrolowane i niepoparte głębszą refleksją parcie w kierunku nowych rozwiązań stopniowo eliminujących udział człowieka w kolejnych obszarach naszego życia.

Technologia to życie nam ułatwia. Obniża koszty wytworzenia wielu towarów i produktów, obniża koszty usług. Zwiększa komfort, bezpieczeństwo (chociaż to poczucie bezpieczeństwa może okazać się zwodnicze) i wiele spraw upraszcza. Oznacza to również jednak stopniowe obniżanie kompetencji ludzkich specjalistów. Do wykonywania zawodu potrzebny jest coraz mniejszy wachlarz umiejętności. Bez dostępu do internetu wielu współczesnych tłumaczy nie potrafiłoby wykonywać swojego zawodu. Zanika nawet z wolna zdolność do posługiwania się narzędziami do formatowania dokumentów dostępnymi w edytorze tekstów czy arkuszach kalkulacyjnych.  Umiejętności wielu „serwisantów” ograniczają się dzisiaj do wymiany całych modułów w urządzeniach. Takie przykłady można mnożyć.

Powoli z podmiotów stajemy się przedmiotami procesów. Bezwolnymi konsumentami. I podświadomie zdajemy sobie z tego sprawę. Uświadamiamy sobie, że tracimy kontrolę i walor nadzwyczajności.

Wynikiem tego jest sprzeciw przejawiający się w odrzucaniu technologii lub ignorowaniu jej znaczenia. Inna forma sprzeciwu tu uparte twierdzenie, że wszelkie wytwory procesu zautomatyzowanego czy maszynowego są słabe jakościowo i z definicji gorsze od wytworów aktywności czysto ludzkiej. Niestety takie poglądy są zakotwiczone w nieaktualnych już obrazach z przeszłości, gdzie pierwsze kroki procesów automatycznych wzbudzały uśmiech politowania. Jeszcze niedawno roboty miały problem z chodzeniem po schodach, a dziś jednemu z nich przyznano obywatelstwo… Przed 10 laty powiedziałbym, że to czysta sf.

Moim zdaniem proces „odnadzwyczajniania” przejawia się nie tylko na płaszczyźnie automatyzacji i robotyzacji, które budzą bardzo mieszane uczucia i ewidentnie mają wiele negatywnych skutków ubocznych. „Odnadzwyczajnianie” ma również pozytywne oblicze. Chodzi o wymiar ludzkich relacji z innymi istotami żywymi i naszą planetą. Poczucie „nadzwyczajności” w dużej mierze wywodzi się od biblijnych słów:

Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi.

Spojrzenie na tę sprawę ewoluowało i dzisiaj wygląda to nieco inaczej. Coraz bardziej przyzwyczajamy się do myśli, że jesteśmy „współlokatorami” planety z innymi organizmami żywymi, a nie jej „panami” i jednak obowiązują nas również pewne zasady korzystania z jej zasobów.  To również jest element procesu „odnadzwyczajnienia” ludzkości, akurat o wydźwięku pozytywnym.

Przewrotnie można wskazać na prasowe doniesienia, że „wielu naukowców jest przekonanych o tym, że delfiny potrafią ze sobą rozmawiać. Jakby tego było mało, wszystko wskazuje na to, że ich wypowiedzi mogą być przedstawiane za pomocą pełnych zdań”. W Azji pojawiają się regulacje prawne traktujące delfiny jako jedną z kategorii „osób”. Skoro nadaje się obywatelstwo robotowi, to dlaczego nie uznać szczególnego statusu prawnego gatunku, który być może zostanie uznany niedługo za gatunek inteligentny.

Podsumowanie postaram się ograniczyć do płaszczyzny biznesowej:

  • Postępująca automatyzacja i robotyzacja jest niezaprzeczalnym faktem. Jej ignorowanie bądź umniejszanie jej znaczenia dla naszego życia zawodowego to głupota i krótkowzroczność. Podobnie jak gloryfikacja wytworów aktywności wyłącznie ludzkiej połączona z ideologicznie podbudowanym odrzuceniem narzędzi wspomagających i częściowo automatyzujących tę aktywność.
  • Podejście przeciwne, czyli idealizacja procesów automatycznych i maszynowych wykluczających docelowo udział człowieka, to również głupota. Nawet jeśli w perspektywie krótkoterminowej skutkiem tego jest zwiększenie wydajności, maksymalizacja zysków itp., to w perspektywie długoterminowej jest to działanie szkodliwe dla ludzkości jako gatunku. Już wielokrotnie dochodziliśmy do takich wniosków po fakcie. Wszelkie formy rabunkowej gospodarki, krwiożerczego kapitalizmu, zwiększania wydajności i zysków bez oglądania się na koszty społeczne, kulturowe, polityczne, obciążenie środowiska naturalnego, odbijały się nam czkawką w dłuższej perspektywie. Jestem przekonany, że tak będzie i tym razem.
  • Możliwy jest scenariusz „nuklearny”. Energia atomowa jest obecnie najbardziej efektywnym źródłem energii, ale kilka katastrof z przeszłości skutecznie blokuje jej rozwój i przede wszystkim wymusiło opracowanie skuteczniejszych zabezpieczeń. Dzisiejsza automatyzacja i robotyzacja jest jak energia nuklearna u początków jej wykorzystania przez człowieka. Zachłysnęliśmy się nimi, nie widzimy negatywów, aż stanie się coś co nam boleśnie uświadomi, że należy ten proces prowadzić w sposób przemyślany.
  • Pojęcie „zrównoważonego rozwoju” powinno dotyczyć również automatyzacji i robotyzacji procesów produkcyjnych i świadczenia usług. Całkowite odsunięcie człowieka od tych procesów byłoby działaniem szkodliwym w perspektywie długoterminowej.
  • Na automatyzacji cierpi jakość usług i produktów. Nie możemy się na to godzić jedynie w imię spadku kosztów. W wielu dziedzinach życia rezygnujemy po czasie z najtańszych rozwiązań, które okazują się szkodliwe. Automatyzacja powinna prowadzić do zwiększenia wydajności i usprawnienia procesów, ale nie do obniżenia standardów. Dzisiaj to wołanie na puszczy, ale jestem przekonany, że za pewien czas coraz większy procent ludzi tak będzie na to patrzył.
  • Nadal jesteśmy nadzwyczajni jako gatunek. Jesteśmy również nadzwyczajni jako specjaliści w swoich dziedzinach. Najlepiej okażemy to zaprzęgając technologię do pracy na naszą rzecz, a nie ją zwalczając. Twardo jednak należy bronić ludzkiej nadrzędności w stosunku do technologii. Niestety przestaje to być takie oczywiste.