W poprzednich publikacjach zastanawiałem się nad aspektami techniczno-biznesowymi automatyzacji oraz jej stroną etyczną.

Jest jeszcze jeden wątek moich przemyśleń, którym chciałbym się podzielić. Zajmuje mnie kwestia – czy będziemy mieli do czynienia w branży językowej z zachowaniami rynkowymi odbiorców usług analogicznymi do innych sektorów? Ze swoistym powrotem po etapie wczesnego zachwytu modnymi rozwiązaniami.

W wielu segmentach gospodarki ogłaszano już bowiem koniec pewnej ery, po czym po fazie wstępnego zachłyśnięcia się nowościami okazywało się, że jednak zmiany nie są tak rewolucyjne i „stare” daje się pogodzić z „nowym”. Dodatkowo „stare” daje pewną wartość, której „nowe” nigdy mieć nie będzie, ale której brak zostaje zauważony dopiero po pewnym czasie.

Przykłady? Rynek książek – ebooki i audiobooki miały wyeliminować książkę papierową. Tymczasem okazało się, że czytelnicy nie porzucili wersji tradycyjnych. Jestem osobiście fanem audiobooków, jak również sporadycznym użytkownikiem czytników ebooków. Jednak nadal kupuję książki papierowe. Tego klimatu, jaki daje tradycyjna wolumin w ręce nic nie jest w stanie zastąpić. Większość regularnych czytelników chyba ma podobne odczucia. Również tych nieco młodszych.

Wysoko przetworzona żywność – dzisiaj powszechnie zaleca się odejście od wysoko przetworzonych produktów spożywczych na rzecz tych naturalnych. Nowość w tym przypadku okazała się po prostu szkodliwa w dłuższej perspektywie.

Komunikacja biznesowa – nowoczesne formy komunikacji elektronicznej miały zastąpić spotkania osobiste. Okazało się, że jest to niewskazane, a  wręcz niemożliwe. Z wielu różnych względów, z których dwa najbardziej oczywiste to kwestie poufności i możliwości budowania prawdziwej relacji, na którą przekaz suchych informacji nie pozwala.

Takie przykłady można by mnożyć.

Daleki jestem od twierdzenia, że zawsze i we wszystkim wracamy i będziemy wracać do tradycyjnych rozwiązań, które w dodatku miałyby w ostatecznym rozrachunku okazać się lepsze. To byłaby nieprawda.

Widać jednak pewną powtarzającą się tendencję i sekwencję zdarzeń. Pojawia się nowe rozwiązanie/technologia/produkt, który ma zastąpić dotychczasowe. Na pierwszy rzut oka „nowe” jest lepsze, bardziej wydajne, tańsze, bardziej dostępne. Następuje zachłyśnięcie się tym nowym, przy jednoczesnym odrzuceniu lub marginalizacji starego. Po czasie okazuje się jednak, że „nowe” ze „starym” się uzupełniają lub wręcz, że nowe jest może tańsze, ale na pewno nie lepsze. Ostatecznie na rynku znajduje się miejsce dla rozwiązań nowych i tradycyjnych, albo powstaje pomiędzy nimi efekt synergii.

Nurtuje mnie pytanie – czy mamy szansę na podobny proces w branży tłumaczeniowej?

Komputerowe wspomaganie tłumaczenia, automatyzacja zarządzania projektem i kontrolą jakości to obecnie nieodłączny element naszej branżowej rzeczywistości. „Nowe”, które uzupełnia się ze „starym” i daje efekt synergii. Jednak prawdziwa zmiana dopiero nadchodzi, a raczej zachodzi na naszych oczach. Tłumaczenie maszynowe zmienia oblicze branży, staje się powoli konkurencją i zagrożeniem dla ludzi wykonujących zawodowo tłumaczenia. Coraz częściej proces tłumaczeniowy obejmuje połączenie tłumaczenia maszynowego, postedycji  i tłumaczenia ludzkiego. Czy udział człowieka może zostać zupełnie wyeliminowany? Wedle dzisiejszego stanu technologii nie. W pewnych segmentach rynku może to się jednak stać już niedługo faktem.

Jak we wszystkich dziedzinach życia, które zostają opanowane przez rozwiązania przemysłowe i masowe, dzieje się to często kosztem jakości. W mojej ocenie kwestia ta z czasem zacznie mieć znaczenie. W wielu zastosowaniach kompromis kosztowo-jakościowo-terminowy zdobędzie przewagę. Jednak w innych rynek zacznie dostrzegać, iż rzekome oszczędności, w kontekście utraty jakości przekazu, przy spojrzeniu w szerszym ujęciu są nieopłacalne.

Czy zatem jest możliwe, że z czasem część rynku powróci do rozwiązań tradycyjnych w imię podniesienia jakości, przywrócenia elementu większej kreatywności i polotu w tłumaczeniach? Moim zdaniem tak. Jednak nie będzie możliwy powrót do stanu sprzed pojawienia się tłumaczenia maszynowego.

Dzisiaj środowisko tłumaczy specjalistycznych możemy podzielić na trzy segmenty:

  1. Nisko wykwalifikowanych;
  2. Średnio wykwalifikowanych rzemieślników;
  3. Wysoko wykwalifikowanych specjalistów.

Przewiduję, iż zaniknie segment tłumaczy średniaków-rzemieślników. Segment 1 i 2 zleje się i zostanie zastąpiony, a częściowo przekształci się w postedytorów/operatorów procesu tłumaczenia maszynowego. Część przedstawicieli segmentu 2, która wykaże się odpowiednim samozaparciem i determinacją, zainwestuje czas i pieniądze w podnoszenie swoich kwalifikacji i zdobywanie nowych doświadczeń, aby uzyskać status specjalistów. Segment wysoko wykwalifikowanych specjalistów w poszczególnych dziedzinach być może zyska nawet na znaczeniu.